Przejdź do głównej zawartości

Lotta Geffenblad. Kamyki Astona.

Wydane przez
Wydawnictwo EneDueRabe

Gdy nastaje jesień, a z nią spadają kasztany, zupełnie irracjonalnie czuję, że nie mogę pozwolić, by kasztany leżały bezpańsko na trawniku, chodniku, w kałuży i błocie. Zabieram je więc do domu (od kiedy mam koty, mam też argument uzasadniający moje postępowanie - koty uwielbiają się bawić kasztanami), pieczołowicie przechowuje w kieszeniach wszystkich noszonych wówczas kurtek, głaszczę, dotykam i cieszę się przepięknie błyszczącą, gładka powierzchnią.

Ten pozornie nie mający nic wspólnego z książką wstęp jest po to, bym mogła niemalże wykrzyknąć - Astonie, doskonale Cie rozumiem!

Pewnego przygnębiającego pogodą wieczoru Aston wraca z mamą do domu. Nagle zauważa coś. Owym czymś jest kamyk - szorstki i zmarznięty. Aston postanawia zabrać go do domu - suszy go, układa do snu. Ale następnego dnia spotyka następne kamienie, tym razem już skute lodem. Aston dba o kamienie - myje je w ciepłej wodzie, przykrywa, jest obowiązkowy i sumienny. Rodzice ze zdumieniem patrzą na swoje dziecko, ale mimo tego, że coraz ciaśniej robi się w mieszkaniu nie oponują - tata ze spokojem dzierga na drutach, mama gra na gitarze.

Przygoda Astona uczy małych czytelników empatii. Pokazuje jak wiele można zrobić dla kogoś, kto staje się dla nas ważny. Objaśnia poczucie odpowiedzialności i podkreśla znaczenie pasji w życiu.

Przyznajcie - co zbieraliście w dzieciństwie? Co zbieracie? :-)

Komentarze

Beata Woźniak pisze…
pocztówki, kamyki (nawet wiele lat potem przywiozłam kamienie ze Szwecji- wszystkie wywaliłam, bo słyszałam tylko "kamień w do, historyki z gumy po kaczorze Donaldzie, li kamień na sercu")liście i kwiatki (potem wykładam do książek i suszyłam) i takie tam:)
Monika Badowska pisze…
Czytanki,
:)

Montgomerry,
oj, do dziś wożę a aucie zasuszone niezapominajki w atlasie Polski:)))
Agnes pisze…
Ja zbierałam kolorowe szkiełka, trzymałam w buteleczce po lekarstwach :)

Popularne posty z tego bloga

Magdalena Okraska, Nie ma i nie będzie

Z dużym zainteresowaniem sięgnęłam po tę książkę, bo zanim do mnie dotarła przez sieć przetoczyła się dyskusja zwolenników i przeciwników tego, jak Magdalena Okraska o miastach opuszczonych przez dające zatrudnienie przedsiębiorstwach pisze. A jakie jest moje zdanie? Ta historia to wiele pięćdziesiątek wódki, udek kurczaka, cudzych kołder w cudzych domach (nigdy nie śpię w hotelach, śpię u bohaterów), długich rozmów i krótkich puent. To kilometry pokonane busikami, albumy rodzinne, lokalne biblioteki i lokalne mordownie. Pojechałam do nich i powiedziałam "Opowiedz mi". Tak kończy się jeden z tekstów wprowadzających do rozdziałów poświęconych poszczególnym miastom. Wraz z autorką odwiedzamy Wałbrzych, Włocławek, Będzin, Szczytno i kilka innych miejscowości, których przeszły rozwój osadzony był na istniejącym, prężnie działającym i rozwijającym się przedsiębiorstwie, a które wraz z jego likwidacją podupadły. Magdalena Okraska rozmawia zatem z mieszkańcami i tymi, którzy już owe...

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę...

Pożegnanie

Od kilku dni zbieram się, by napisać o odejściu Amber. Jest mi trudno, odpycham ten czas, ale uznałam, że to będzie sposób na pewnego rodzaju domknięcie - tak mi bardzo potrzebne. Amber zamieszkała z nami 25 lipca 2019 roku. Wypatrzyłam ją na FB schroniska w Tomaszowie Mazowieckim, pojechaliśmy na wizytę zapoznawczą, a kilka dni później - już po nią. Ułożona w bagażniku na wygodnym materacu, przeczołgała się na tylne siedzenie i ułożyła na moich kolanach. Tak dojechaliśmy do domu. O początkach wspólnego życia przeczytacie TUTAJ  i TUTAJ . Gdy już nieco okrzepliśmy w codzienności z psem, a Amber - z ludźmi i kotami, pojawił się pomysł na wspólny jesienny wyjazd w Beskid Niski. Zanim to jednak się stało psica miała atak padaczki, co spowodowało, że wyjazd odwołaliśmy, wdrożyliśmy leczenie i od nowa zaczęliśmy oswajać z nami i wspólnym życiem zdezorientowanego chorobą psa. Udało się ustabilizować zawirowania zdrowotne i wówczas zaczęliśmy się cieszyć sobą wzajemnie już na 100%. Dopier...