Sisulek był dziś u weterynarza. Nadeszła pora na szczepienia. Została doniesiona do przychodni weterynaryjnej, usadowiona w koszyczku na krześle i... trzeba było czekać. U doktora był królik. Był i był, a Sisi w koszyku robiła się coraz bardziej puchata i niechętna wizycie. Stosowała bierny opór, co okazało się, gdy Z. próbował namówić ja do wyjścia z koszyka (króliks poszedł i mogliśmy wejść). Z. udało się wyjąć Sisuleńkę z koszyka, postawił ją zgodnie z poleceniem doktora na stole i zaczęło się badanie. Pan weterynarz zajrzał w pyszczek (stwierdził, że uśmiechnięty), w ślepka, poświecił w uszy i zmierzył temperaturę (to podobało się Sisulkowi najmniej). Potem szybciutko i niespodziewanie zaszczepił Kotelkę i zaproponował ważenie. Stwierdził, że taka to już Sisulkowa uroda i byliśmy wolni.
Teraz Sisul śpi zapalczywie i wcale nie wykazuje chęci okazywania dynamizmu.
wtorek, 25 września 2007
Teraz Sisul śpi zapalczywie i wcale nie wykazuje chęci okazywania dynamizmu.
wtorek, 25 września 2007
Komentarze